W Polsce swego czasu podupadł ciężki przemysł. Nieliczne zakłady, którym udało się utrzymać na rynku oraz nowe ośrodki przemysłowe zaczęły obowiązywać coraz bardziej restrykcyjne normy dotyczące wpływu na środowisko naturalne. Zakłada się przecież, że przemysł ciężki stanowi główną przyczynę zanieczyszczeń powietrza na danym obszarze (w szerszej geograficznie perspektywie z resztą też). Z uwagi na, wyżej wspomniane, obostrzenia dotyczące przemysłu dzisiaj jakość powietrza powinna wzrastać.
A jednak tak się nie dzieje. Co więc poszło nie tak?
„Coś” czai się we mgle
Wyglądacie przez okno wieczorem i pierwsza myśl, jaka się pojawia to : ”Mgła…skąd mgła?”. Szybko próbujecie sobie przypomnieć, jakie muszą być spełnione warunki by powstała. Na koniec otwieracie okno. A czasami nawet i tego nie trzeba zrobić, żeby dojść do wniosku- mgła nie ma tak intensywnego zapachu.
Dziwny opar, rodem z horroru, tajemniczo spowija okolicę? Cuchnie straszliwie, a w gardle drapie od wdychania tego świństwa? Ubrania i włosy po kilku minutach przebywania na zewnątrz mają paskudny zapach? Odpowiedź odziera zjawisko z tajemniczości, ale nie uczucia grozy: mieszkasz w okolicy, gdzie zagnieździł się smog. Chociaż bardziej prawdopodobne jest, że nasz kraj nęka bardzo płodna para smogów z tendencją do szybkiego przemieszczania się i podrzucania jaj gdzie popadnie. Bo rodzinka rozrosła się w naszym kraju ostatnimi czasy i ma się dobrze. Nie można powiedzieć, że potomstwo zdrowo się chowa, bo to wyrażenie jest cokolwiek nie na miejscu w tym przypadku. Jednakże żadne wsparcie ze strony organów państwa do wygodnego bytowania nie jest im potrzebne. Obywatele sami karmią żarłoczną familię. Co bardziej zaniepokojeni to nawet na alarm biją, ale sprytny szewczyk z owcą i siarką jak dotąd nie przybył.
Duże miasta – duży problem
O smogu w dużych miastach od dawna mówi się wiele. W nieodległej przeszłości dotyczył wielkich, głównie azjatyckich miast. Obrazki z Pekinu, które całe lata temu pojawiały się w naszych mediach, zadziwiały i wywoływały odruchowe stwierdzenie: „No, tak. Ale to nie u nas”. W Azji tłoczno przecież, a poza tym wraz z rozwojem cywilizacyjnym coraz więcej pojawia się czynników powodujących zwiększenie zanieczyszczenia powietrza. Głównie odpowiedzialne za ten stan rzeczy są auta i błyskawicznie rozwijający się przemysł. Błyskawicznie, bo podążając za potrzebami rynku światowego, buduje się fabryki. Mają one na celu zaspokojenie potrzeb coraz większej ilości własnych obywateli, ale i chłonnego jak gąbka rynku zachodniego. Nie są brane pod uwagę szkody dla środowiska, a tylko szybki zarobek. Natomiast patrząc na tłok na ulicach azjatyckich miast, można wyciągnąć słuszny wniosek, że samochody to jedno z najistotniejszych źródeł pokarmu dla rodziny smogów.
W styczniu tego roku światowe media obiegły obrazki ze stolicy Tajlandii. Bangkok jest „smogowym” miastem. Ale teraz okazało się, że pojawiło się coś jeszcze. Coś, co powodowało podrażnienie dróg oddechowych, skóry i oczu. Prawdopodobnie jakaś mieszanina gazów, z którejś fabryk wokół stolicy. Władze postanowiły zlikwidować problem sztucznie wywołując deszcz. Przynajmniej pomogło na chwilę. Chociaż takie działania swoją doraźnością przypominają raczej rozpraszanie chmur z okazji obchodów ważnych świąt państwowych.
A gdyby Tajlandia nie była krajem, w którym nie istnieje pojęcie ogrzewania? Nietrudno sobie wyobrazić co by wtedy było.
Co w kwestii walki z zanieczyszczeniem powietrza dzieje się w dużych polskich miastach? Cóż. Niewiele. Do tej pory władze miast, a także wielu aktywistów walczyło i walczy nadal głównie z emisją spalin. Działania takie jak rozszerzanie zakazów wjazdów, utrudnianie w poruszaniu się autem i próby zainteresowania mieszkańców środkami komunikacji publicznej mają głęboki sens. I na pewno małymi kroczkami zaczyna to powodować zmniejszenie emisji spalin w np. centrach wielkich miast. Ale w tym wszystkim gubi się znacznie trudniejsze do zniwelowania źródło zanieczyszczeń.
W alarmach i ostrzeżeniach smogowych przewija się przez cały czas Kraków, najbardziej eksportowe polskie miejsce. Ze względu na położenie miasta i nieprzemyślane decyzje w kwestii warunków zabudowy smog ma się tutaj wyśmienicie. Po co ma stamtąd odchodzić, kiedy mu wygodnie? Ale to może się wkrótce zmienić.
Jak w Krakowie walczy się ze złym powietrzem? Oprócz dopłat do wymiany pieców oraz stale przechodzącego ewolucję systemu dopłat do rachunków dla najuboższych, władze miasta poszły o krok dalej. W tym roku od września wejdzie w życie zakaz palenia węglem i drewnem w Krakowie. Do tego czasu mieszkańcy powinni pozbyć się wszystkich palenisk węglowych. Trzymajmy kciuki za Kraków.
Natomiast w innych miastach na ogół trwają przepychanki, często związane z interesami do ubicia np. związane z nadchodzącymi wyborami. Bo jedni boją się wychylić z radykalnymi posunięciami, a drudzy wprost przeciwnie – chętnie to czynią. I tak oto rodzina smogów gniazduje sobie w najlepsze w Poznaniu, Warszawie i innych dużych miastach Polski.
W ubiegłym roku Koalicja Antysmogowa Bye Bye Smog z Poznania zgłosiła wniosek przyjęcia przez Radę Miasta autopoprawki do budżetu miasta na 2019 rok. Koalicja wnioskowała o 11 mln zł na program o nazwie „Wymień kopciucha”.
Wielu ludziom może się to wydawać zawrotną sumą. Ale czy taka kwota na, właściwie profilaktykę zdrowotną, to dużo? Fakty powinny być jak kubeł zimnej wody na głowy przeciwników: około 700 mieszkańców Poznania umiera rocznie z powodu smogu. A kilkadziesiąt tysięcy choruje.
W poniedziałek 18.02.2019 roku odbyło się pierwsze posiedzenie Miejskiego Zespołu do Spraw Jakości Powietrza w Poznaniu. Znamienne, że zespół składa się z, dotąd raczej biernych w kwestii zanieczyszczenia powietrza, urzędników. Nie ma w nim ani jednego społecznika z Koalicji Antysmogowej. Co to oznacza dla Poznania? Zobaczymy.
Małomiasteczkowy smog
Wiele można mówić o dużych miastach, o badaniach jakości powietrza w tych miejscach. O wynikach tych badań. Łatwo zagubić w tym problemy mniejszych miejscowości, gdzie jest po prostu fatalnie. One dosłownie duszą się w smogowych wyziewach. Trudno jednakże wymieniać nazwy wszystkich miasteczek i wiosek spowitych morderczym oparem. Nie starczyłoby czasu antenowego ani szpalt gazetowych. Łatwiej pokazać niezwykle dramatyczne w wymowie zarysy wielkich budynków wielkiego miasta ginące we „mgle”.
Temat jest niezwykle ważny, bo z pięciu i pół miliona gospodarstw domowych w Polsce ponad 70% ogrzewanych jest za pomocą „kopciuchów”. Podobna też ilość budynków w naszym kraju jest w złym stanie energetycznym. I to właśnie poza wielkimi aglomeracjami znajduje się największy odsetek domów, które nie są podłączone do żadnej sieci ciepłowniczej i nie posiadają żadnej alternatywy do ogrzewania węglem. Oczywiście ważną zmienną mającą wpływ na taki stan rzeczy jest kwestia ekonomiczna.
Gołym okiem więc widać i czuć z każdym oddechem, że główny problem to kopciuchy, a nie rury wydechowe.
Polskim miasteczkom i wsiom daleko do sielskości przedstawianej przez piewców prowincji, którzy pisali o niej wieki, a nawet tylko lata temu. Nie do śmiechu tym, którym przychodzi wieczorem przespacerować się, wyjść z psem lub podjąć jakąkolwiek inną formę aktywności na zewnątrz.
Gdy patrzy się na kogoś kto zaczyna biegać w smogu, to ogarnia człowieka zgroza. Świadomi biegacze wiedzą, że oprócz mięśni trzeba też, poprzez specjalne ćwiczenia, stopniowo zwiększać pojemność płuc. Po to, żeby w przyszłości nie walczyć o każdy oddech przy dłuższej i trudniejszej trasie. Zwiększona pojemność płuc pomaga też, niestety, przyswajać więcej szkodliwych substancji w krótszym czasie. A przecież nie o taki efekt chodzi ludziom chcącym poprawić swoją kondycję i dbającym o zdrowie.
Na wsi mieszka ponad 15 milionów Polaków – większość ma piece węglowe. Należy więc zakładać, że miliony kominów dymi tam, dokąd wielu ucieka w poszukiwaniu ciszy, dobrych terenów do aktywności i… czystego powietrza właśnie.
Nie ma tam przeważnie stacji pomiarowych, więc jaka jest sytuacja, możemy najczęściej sprawdzić na własnej osobie, udając się na wycieczkę w sezonie grzewczym. Nie polecamy.
Sąsiad sąsiadowi
Niespełna trzy lata temu przeprowadzono badania w ramach kampanii „Nie rób dymu”. Okazało się, że 20 procent Polaków uważa, że palenie śmieciami jest proekologiczne, bo dzięki temu mniej ich trafia na wysypiska. Czy coś się zmieniło w sposobie postrzegania tego co się wrzuca do pieca?
Patrząc na to co wydobywa się z kominów, zaczynamy się zastanawiać czy przypadkiem niektórzy nie wzięli sobie za bardzo do serca powiedzenia, że „co cię nie zabije to cię wzmocni”. Jedni sąsiedzi wrzucają śmieci, drudzy co prawda palą węglem, ale podłej jakości. A prawie wszyscy rozpalają piece w sposób niewłaściwy, czyli „od dołu”.
Kilkadziesiąt lat temu nie było mowy o ogrzewaniu domu jednorodzinnego innym sposobem jak tylko za pomocą pieca węglowego. Niektórzy pamiętają zapewne jeszcze czarne, błyszczące bryły, które trzeba było rozbijać na mniejsze kawałki. Popołudniami po mniejszych i większych miejscowościach snuł się szaro- białawy dym. Znak, że wszyscy wrócili z pracy i palą. Węgiel zawsze miał swoje klasy jakości. I zawsze ludzie kierowali się względami ekonomicznymi. Ale w dzisiejszych czasach przekroczyło to już granice zdrowego rozsądku. Powietrze jest w niektórych okolicach dosłownie „zapchane” substancjami szkodliwymi. Skąd taki wniosek? Bo dym i paskudny zapach utrzymują się dłużej. Nie ma szans na to, żeby powietrze się oczyściło- następuje to dopiero po silnym wietrze. I nie używając nawet specjalistycznego sprzętu gołym okiem widać, że coś jest nie tak z przejrzystością powietrza.
Dzisiejszy dym przybiera często bardzo niepokojące barwy od brunatnej po czerń. Jest to skutek wcześniej wspomnianego palenia odpadami i czymś, co kiedyś było materiałem wyciąganym na powierzchnię przy okazji wydobycia węgla. Pod jakąkolwiek nazwą występuje, to i tak obecnie mieści się w kategorii paliwa opałowego. Wiele z tych materiałów opałowych zawiera mnóstwo rujnujących nasze zdrowie substancji i jest mało wydajne energetycznie. Ale są tanie. Natomiast palenie śmieciami wydaje się na pierwszy rzut oka kuriozalne jeśli spojrzymy na zmiany, które zaszły w ostatnich latach w gospodarce odpadami. Jedną z nich jest wprowadzenie obowiązku uiszczania opłat do gminy za wywóz śmieci. Miało to ukrócić wywożenie nieczystości do lasu oraz koniec spalania śmieci. Drugim jest selektywna gospodarka odpadami. Odbiór na przykład butelek plastikowych miał spowodować (oprócz możliwości ponownego przetworzenia), że przynajmniej one nie będą lądować w piecach. Niestety, jest inaczej.
Olej w głowie zamiast siarki w owcy
Wiele osób narzeka na opieszałość służb w ściganiu trucicieli. Jednak doraźne karanie nie jest tak łatwe, jak na przykład włożenie mandatu za wycieraczkę nieprawidłowo zaparkowanego auta. Z resztą wiele razy w trakcie interwencji na terenie posesji okazuje się, że w piecu nie ma śmieci, tylko legalny rodzaj opału. A podła jakość jest, jak było już to wyżej wspomniane, dopuszczalna w naszym kraju.
Nie ulega wątpliwości, że kary powinny być surowe. Ale to świadomość społeczna, edukacja, a przede wszystkim uprzytomnienie sobie każdego z nas, że to, co robimy dziś już jutro może przynieść fatalne skutki, powinna stanowić bazę do dalszego działania.
Mieszkańców mniejszych miejscowości poprzez własne działanie i względy ekonomiczne w pierwszej kolejności dotykają lub dotykać będą problemy zdrowotne. A ponieważ mieszkają często w miejscach z utrudnionym dostępem do profilaktyki i dobrej opieki medycznej to skutki są łatwe do przewidzenia.
Jak widać klimat małych miasteczek i wsi jest poważnie zagrożony. Walczmy o niego ze wszystkich sił, wspólnie, a przede wszystkim w sposób dobrze przemyślany. Z taką bronią żaden smog sobie nie poradzi.
To jest przegięcie, ta ilość smogu w powietrzu…